Komentarze: 1
Dopiero co rozpad kilkumiesiecznej przyjazni stal sie faktem, a juz czeka mnie kolejna nieprzyjemnosc. Fakt, ze "przyjazn" przebolalam zaskakujaco szybko, w czym moja "wspaniala" przyjaciolka bardzo mi pomogla. Jednak widze przed soba kolejna kleske. Chodzi o faceta, wlasnie tego, ktory stal sie pretekstem calej klotni. Jesli cokolwiek miedzy nami bylo, to wlasnie sie rozpada. Jak pomysle o jego deklaracjach, o pieknych slowkach to trafia mnie szlag, bo przeciez widze co jest. Co jeszcze mnie irytuje, to to, ze swojej poprzedniej dziewczynie zarzucal, ze odmierza mu czulosc i uwage niczym aptekarka. Otoz teraz wobec mnie robi dokladnie to samo, i jest wyjatkowo skapym aptekarzem. Mieszkamy dosyc daleko od siebie (70 km), ale mamy staly kontakt przez gg. I co z tego, ze codziennie sie odzywa, skoro to sa jakies zdawkowe wymiany zdan. Takie rozmowy to ja moge prowadzic z kolega, ale nie z wlasnym facetem. Od rana do wieczora jest w pracy albo w szkole, a jak wraca, to albo jest zmeczony, albo gdzies idzie. Nie widzielismy sie juz niemal 4 tygodnie. Ale ilekroc moglibysmy sie spotkac (weekendy ma wolne) to cos mu staje na przeszkodzie, a potem okazuje sie, ze nie ma co robic, to idzie sie gdzies zabawic. Mysle, ze sytuacja dojrzala juz do tego, by powiedziec mu kulturalnie... wypchaj sie.