Zacznę od tego, że ponad tydzień temu, w niedzielę moja przyjaźń przestała istnieć. Mając dosyć tych ciągłych oskarżeń i jazd w końcu zdecydowanie wyraziłam swoje stanowisko. Moja „przyjaciółka” tego nie zniosła i wśród wielkiej awantury wszystko się skończyło. Przez tydzień żałowałam tego, co zaszło, wyrzucając sobie, że być może byłam zbyt ostra. Ale w sobotę wydarzyło się coś, co radykalnie pozbawiło mnie głupich skrupułów. Moja „siorka” wezwała mnie na czat, pod pozorem, że ktoś podaje się za mnie i urządza jej jazdy. Weszłam na czata i co się okazało? Moja najlepsza „przyjaciółka” związała się z moim byłym. Fajnie, nie? I ona śmiała zarzucać mi, że portki przysłoniły mi świat i że postawiłam faceta przed przyjaźnią… Tymczasem sama za moimi plecami związała się z moim byłym… Ciekawe jak szybko przeszła od „tępego buhaja” do pieszczotliwego „kotusia”… Kurwa to trzeba mieć tupet !!! Jak zobaczyłam, jak mizdzrzą się do siebie na czacie (tak samo mój były mizdrzył się kiedyś do mnie) to zrobiło mi się gorąco, potem zimno, a potem poczułam, że za moment eksploduje mi głowa… Potem zaś przyszło mi do głowy, że nie było nikogo, kto podawał się za mnie… Że to wszystko to był tylko pretekst, żeby ściągnąć mnie na czata i pochwalić się swoim „szczęściem”. Odcinając się zupełnie od niej, odebrałam jej inne możliwości, więc wykorzystała podstęp. Cały żal, jaki odczuwałam na myśl o rozpadzie tej „przyjaźni” znikł jak ręką odjął. I ona w dodatku cały czas zgrywa kochającą siostrę, która się o mnie troszczyła, a ja niewdzięczna, ją zraniłam i zawiodłam… Ludzka bezczelność i dwulicowość nie zna granic… I wiem, że jestem temu wszystkiemu w dużym stopniu winna. Nie powinnam była nigdy jej obdarzać zaufaniem…
Dodaj komentarz